![]() |
© Mirek W. / 19 października 2013, Kraków, Tyniec. Obok klasztoru benedyktynów. |
Samochodem możemy dojechać gdzieś bliżej, lub komunikacją miejską jeśli jeździ w pobliżu, ale będzie to na pewno droższe i w przypadku komunikacji miejskiej jesteśmy uzależnieni od rozkładu jazdy. Może to nie jest takie straszne, ale ja osobiście preferuję poczucie pełnej wolności, jaką daje mi jazda na rowerze. Wsiadam kiedy mam potrzebę i ochotę, i mogę dojechać na rowerze tam, gdzie samochód nie wjedzie, a na nogach przejście więcej niż kilkanaście kilometrów jest bardziej męczące od przejechania tego dystansu na rowerze. Piesze wycieczki też mają w sobie urok i mogą być wielką przyjemnością dla osób, które wolą w ten sposób zwiedzać jakieś miejsca. Czasem też rowerem nie da się wjechać tam, gdzie można dostać się na piechotę, ale zawsze można zostawić gdzieś rower na chwilę przypięty do czegoś. Zawsze wożę ze sobą zapięcie do roweru. Przydaje się.
Przyznam się bez bicia, że dopiero w tym roku postanowiłem jesienią wjechać do lasu w Tyńcu w Krakowie. Pogoda była wspaniała tej jesieni przez długi okres czasu i można było podziwiać piękno przyrody. Wielokrotnie jeździłem przez Tyniec, ale tym razem postanowiłem poszukać nowej trasy, którą jeszcze nie jeździłem. Była to konkretniej trasa przez las i jechałem nią pierwszy raz. Wjechałem od ulicy Bogucianka w ulicę Stępice i szlakiem przez las, aż do ulicy Podgórki Tynieckie. Łącznie przez las jest około 2 km. Trochę późno się wybrałem na tą wycieczkę, bo dopiero na początku listopada. Wcześniej na pewno było bardziej kolorowo, ale i tak widoki były piękne. Przede mną, jak okiem sięgnąć, rozciągał się dywan z liści. Widoki były urocze i co kawałek robiłem postój, by delektować się nimi i jak najdłużej je zapamiętać. Zrobiłem też parę fotek.
![]() |
© Mirek W. / listopad 2013, dywan z liści w lasach tynieckich |
Z racji tego że pierwszy raz jechałem tą trasą, musiałem jechać ostrożnie i powoli, bo przy takiej ilości liści nie widać było, co się kryje pod spodem. Na niektórych odcinkach natrafiałem na kamienie schowane pod liściastym dywanem.
![]() |
© Mirek W. / listopad 2013, liście, liście i jeszcze więcej liści |
Znalazł się też czas, żeby uwiecznić na zdjęciach siebie z moim kochanym lowelem, który spisuje się znakomicie i służy mi już ładnych parę lat. W tym czasie wymieniłem kilka par opon, dętek, wspornik siodełka (bo oryginalnie zamontowany z karbonu złamał się), obręcze kół, piasty (bo oryginalnie zamontowane to jakaś pomyłka była, bez możliwości likwidacji luzów), kilka łańcuchów, kaset, tarcz zębatych w korbowodzie, linki przerzutek i hamulców, pancerze, klocki hamulcowe i wkład suportu. Gdyby Nirit Levav nie mieszkała tak daleko, to sprezentowałbym jej zużyte części :)
![]() |
© Mirek W. / listopad 2013, mój kochany lowel Kelly's Mystery |
![]() |
© Mirek W. / listopad 2013, ja i mój wierny sługa na dwóch kółkach |
Teraz czekam na piękne zimowe krajobrazy za oknem, bo jak na razie jest prawie wiosennie. Ale nie ma powodu do narzekania, bo zdecydowanie przyjemniej się pedałuje, gdy słoneczko świeci i jest nieco cieplej. Zachęcam was do takich rowerowych wycieczek o każdej porze roku. Można zabrać ze sobą jakiś aparat fotograficzny i zatrzymać wspomnienia na zdjęciach.
Na koniec rzut oka za okno na przepiękny widok jesienną porą. Zdjęcie zrobiłem prawie 10 lat temu. Jak ten czas szybko leci :)
![]() |
© Mirek W. / 26 października 2004 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę nie reklamować stron w komentarzu.