13 maja 2015

Pętla wokół Tatr, czyli ciąg dalszy pokonywania moich granic możliwości

Tytuł jest może nieco mylący, bo tak na prawdę pętla wokół Tatr, czyli objechanie ich dookoła to nieco ponad 200 km, w zależności od wybranej trasy, więc nie jest to dystans zabójczy. No w sumie zależy dla kogo :) Zwłaszcza taka trasa, obfitująca w długie i strome podjazdy, może konkretnie wejść w nogi.

Pokonywałem już dłuższe dystanse, też na dosyć trudnych trasach, dlatego żebym nie miał za lekko postanowiłem zrobić pętlę za Tatrami, ale jadąc bezpośrednio z domu w Sosnowicach. Wyszło mi bagatela 366 km, czym ustanowiłem mój rekord dzienny. Poprzedni to "zaledwie" 306 km :) Było i diabelnie ciężko i bosko pięknie.


Pętla wokół Tatr, czyli ciąg dalszy pokonywania moich granic możliwości - wschód słońca nad rzeką Raba w Myślenicach
© Mirek W. / Słońce przywitało mnie w Myślenicach.


Pomysł zrobienia sobie pętli wokół Tatr zrodził się w mojej głowie już w tamtym roku, ale początkowo myślałem, żeby dostać się do Zakopanego jakimś środkiem transportu razem z rowerem i zrobić sobie tam start i metę. Nie byłem jeszcze gotowy na tak długą trasę, żeby wyruszyć na rowerze bezpośrednio z domu. Na wiosnę dopiero się rozkręcałem po półtorarocznej wstrzemięźliwości rowerowej i dopiero w lecie zacząłem jeździć po około 300 km dziennie, ale tylko dwa razy mi się to zdarzyło. Bardzo intensywny rok 2014 zaowocował kondycją, która pozwoliła mi w tym roku realnie myśleć o małej zmianie moich planów i wcieleniu ich w życie.

Nie sądziłem, że uda mi się to już 8 maja i dodatkowo w okresie, gdy poprzedni tydzień jeździłem co drugi dzień zaledwie po około 40 km, a może właśnie dzięki temu, że organizm miałem wypoczęty i mięśnie zregenerowane. Co prawda miałem już w tym roku na koncie dystans prawie 200 km i wiele ponad 100 km, ale obawiałem się, że to może być mało. Jak się okazało moje obawy okazały się niesłuszne :) W gruncie rzeczy moim motywatorem do zaplanowania takiej trasy już teraz była sprawa, którą miałem do załatwienia w Nowym Targu. Tak się złożyło, że miałem tam być na 7:35 rano, więc miałem jeszcze wystarczająco dużo czasu, żeby pojechać gdzieś dalej.

Wizja zobaczenia moich ukochanych Tatr z innej perspektywy i z nieco bliższa dodawała mi skrzydeł. Działała na mnie jak magnes. W noc poprzedzającą dzień wyjazdu położyłem się spać koło 22:00, jednak myśli krążące mi po głowie nie pozwoliły mi zasnąć do północy. Sen na szczęście przyszedł w końcu, ale nie trwał długo, bo o 2:15 miałem pobudkę. O dziwo nie czułem się niewyspany. Emocje i ekscytacja robiły swoje.

Zrobiłem sobie poranną kawkę z mlekiem, zjadłem gotowaną nóżkę kurczaka z gotowanym ryżem, a na drogę zrobiłem kilka naleśników z sosem czosnkowym i ketchupem. Dwa przywiozłem z powrotem do domu i zjadłem je na drugi dzień rano, mimo że wyglądały bardzo apetycznie i tak też smakowały :)


Pętla wokół Tatr, czyli ciąg dalszy pokonywania moich granic możliwości - naleśnik z uśmiechem z ketchupu
© Mirek W. / Za ten uśmiech zjadłem go dopiero na drugi dzień :)


Z domu wyjechałem około 3:40. Na zewnątrz panowała temperatura 7 stopni, dlatego ubrałem do krótkich spodenek nogawki, a na górę koszulkę z krótkim rękawem i na nią bluzę z długim rękawem. Miałem dylemat jak się ubrać, żeby nie brać za dużo rzeczy i nie zmarznąć. Ubrałem rękawiczki z krótkimi palcami, co jak się okazało było błędem. Myślałem że będzie się robiło coraz cieplej, ale w miarę jak zbliżałem się do Myślenic, temperatura zamiast rosnąć - spadała powoli, aż do 3,6 °C. Było to już zdecydowanie za zimno i czułem mroźny powiew powietrza i marznące dłonie, które co jakiś czas ogrzewałem wydychanym powietrzem. Zabrałem ze sobą odtwarzacz mp3, ale nie słuchałem w ogóle muzyki w czasie wycieczki :) Słuchawki douszne posłużyły mi jako zatyczki do uszu, które chroniły je trochę przed zimnym powietrzem. Na szczęście, gdy tylko słońce wychyliło się zza horyzontu, temperatura przestała spadać i niedługo później zaczęło robić się cieplej, ku mojemu zadowoleniu.

Praktycznie do samego Nowego Targu nie zatrzymywałem się w ogóle, bo nie chciałem się spóźnić na spotkanie pod Lewiatanem. Zdążyłem na styk :) Dopiero wtedy, gdy tam dojechałem, doceniłem miejsce spotkania, bo nie musiałem jeździć i szukać sklepu, gdzie mógłbym zrobić jakieś zapasy na dalszą drogę. Zrobiłem sobie krótką przerwę na posiłek, który zjadłem pod marketem, a oprócz tego kupiłem jeszcze 1,5 litra wody mineralnej, banany, jabłko, cukierki Kopiko, batona Snickers, bułkę z gyrosem i wyruszyłem ku przeznaczeniu, które czekało na mnie na Słowacji. Miałem jeszcze ze sobą naleśniki i orzeszki ziemne w panierce, co powinno mi wystarczyć podczas dalszej jazdy z Nowego Targu na Słowację i z powrotem do Polski przez Chyżne. Jechałem bez plecaka, dlatego zakupy i później część ubrań musiałem wieźć w reklamówce na kierownicy, co podczas jazdy nie przeszkadzało, ale nie było zbyt wygodne, gdy musiałem dostać się do środka :)

Z pełnym brzuszkiem i pełny nadziei na przeżycie niesamowitych chwil, żwawo pedałowałem w kierunku Tatr, które pokazały się w pełnej krasie, gdy tylko opuściłem centrum Nowego Targu. Rozciąga się stamtąd piękny widok na panoramę Tatr. Nigdy tamtędy jeszcze nie jechałem i zastanawiałem się jak mogłem pominąć takie wspaniałe widoki podczas moich wycieczek na Podhale. Pogoda jak na razie dopisywała i robiło się coraz cieplej. Całe szczęście, że nie było upału, bo podejrzewam, że wtedy byłoby trudniej.


Pętla wokół Tatr, czyli ciąg dalszy pokonywania moich granic możliwości - panorama Tatr widoczna z okolic Nowego Targu
© Mirek W. / Panorama Tatr widoczna z okolic Nowego Targu


Z każdą minutą widok stawał się coraz bardziej zapierający dech w piersi. Góry zdawały się rosnąć w oczach, a ich ośnieżone zbocza przyciągały mój wzrok. Nie mogłem sobie pozwolić na długą przerwę, żeby móc spokojnie podziwiać krajobraz, dlatego w czasie jazdy z trudem udawało mi się skupić na drodze przede mną, mimo że widoki obok były dosyć kanciaste :)


Pętla wokół Tatr, czyli ciąg dalszy pokonywania moich granic możliwości - widok na Tatry gdzieś przy granicy ze Słowacją
© Mirek W. / Gdzieś przy granicy ze Słowacją


Zachęcony takimi widokami, które przede mną się rozpościerały, pokonywałem kolejne kilometry, zbliżając się do Jurgowa, skąd dostałem się na teren Słowacji. Słońce grzało coraz mocniej, ale czuć było zimne górskie powietrze. Termometr wskazywał około 15 stopni. Jeszcze poczekam trochę zanim zacznę zrzucać z siebie zbędne części ubrania :)


Pętla wokół Tatr, czyli ciąg dalszy pokonywania moich granic możliwości - granica ze Słowacją Jurgów - Podspady
© Mirek W. / Granica ze Słowacją: Jurgów - Podspady


Jak do tej pory nie spotkałem po drodze żadnego rowerzysty. Pewnie dlatego, że niewielu w piątek wyjeżdża z domu przed wschodem słońca :) Dopiero na Słowacji na jednym z podjazdów minęła mnie grupa kolarzy szosowych. Ja w żółwim tempie gramoliłem się powoli pod górkę, a oni śmignęli w dół jak strzały. Wiedziałem, że niedługo przyjdzie chwila wytchnienia, gdy już dotrę na szczyt. To super uczucie, gdy po trudach podjazdu, można odetchnąć na chwilę i odpocząć przed kolejnym, których na trasie było mnóstwo. Nikt nie mówił, że będzie lekko, bo gdy się chce "zdobywać szczyty", to trzeba być przygotowanym na to, że "będzie pod górkę" :) W ciągu roku pokonałem prawie dokładnie 100 km podjazdów.

Byłem już na prawdę blisko gór, a ich widok sprawiał, że co chwilę na moim ryjocku pojawiał się uśmiech i zacząłem nawet rozmawiać ze sobą, używając jakichś słów zapożyczonych z angielskiego i łaciny. Nie sądziłem, że jestem taki biegły w łacinie, ale to dowód na to, że podróże kształcą ;)


Pętla wokół Tatr, czyli ciąg dalszy pokonywania moich granic możliwości - Słowacja, widok na Tatry i moje selfie :)
© Mirek W. / Tatry na wyciągnięcie ręki i jak tu się nie cieszyć? :)


Trasa wzdłuż Tatr po stronie słowackiej jest niesamowicie malownicza, a krajobrazy są zniewalające. Jest na czym oko zawiesić i na pewno będę chciał tam jeszcze wrócić, żeby jeszcze raz móc podziwiać te wspaniałe widoki. Cokolwiek bym nie napisał, to i tak nie odda tego piękna, nawet zdjęcia nie są w stanie. To trzeba zobaczyć na własne oczy i przeżyć samemu. Przeżyłem i powiem, że warto było! Do tego pojechać tam na rowerze i wrócić w jeden dzień, to było wielkie wyzwanie, ale dałem radę. Podążam za głosem serca, które mówi mi, żebym to robił. Tak po prostu, dla siebie, dla niezapomnianych wspomnień, z poczuciem, że zrobiłem coś, co pozostaje poza zasięgiem większości ludzi, bo nawet o tym nie myślą.


Pętla wokół Tatr, czyli ciąg dalszy pokonywania moich granic możliwości - stary opuszczony hotel na Słowacji na tle Tatr
© Mirek W. / Jakiś stary opuszczony hotel na Słowacji


Na Słowacji minąłem, a także wyprzedziłem wielu rowerzystów. Były to trenujące grupy kolarzy na rowerach szosowych i wiele mniejszych grup zwykłych turystów jadących w kilka osób, oraz sporo podobnych do mnie samotnych wilków :) Do kilku z nich zagadałem, ale niewiele sobie porozmawialiśmy, bo jeszcze nie zdążyłem nauczyć się języka słowackiego :) To dopiero moja trzecia wycieczka na Słowację.


Słowacja, szczyty Tatr w chmurach, a ja bujam w obłokach przy takich widokach
© Mirek W. / Słowacja, szczyty Tatr w chmurach, a ja bujam w obłokach przy takich widokach


Na trasie którą jechałem panował też duży ruch motocyklistów. Było ich całkiem sporo, jadących dużymi i mniejszymi grupami, a także pojedynczo. Na jednym z ostatnich podjazdów na terenie Słowacji, który był w dodatku taki na prawdę solidny i długi, wyprzedził mnie motocykl. Jechały na nim dwie osoby, a kierujący zbliżając się do mnie użył klaksonu dwukrotnie i po wyprzedzeniu zamrugał światłami awaryjnymi, a ja podniosłem rękę w geście pozdrowienia. Chyba chciał połączyć się ze mną w tym ogromnym wysiłku, jaki wkładałem w pokonywanie kolejnych metrów tego morderczego podjazdu, który zdawał się nie mieć końca. Za zakrętem, kolejny zakręt i znowu do góry, a moje myśli krzyczały, a może to ja na głos: "DALEKO JESZCZE?" :) Jeśli oglądaliście Shreka, to wiecie o co chodzi ;)


Pętla wokół Tatr, czyli ciąg dalszy pokonywania moich granic możliwości - plac zabaw dla dzieci na tle Tatr na Słowacji
© Mirek W. / Słowacja, plac zabaw dla dzieci z Tatrami w tle. Miałem ochotę zostawić rower i iść się pobawić :)


Przez większość trasy na Słowacji cały czas widoczne były dwa pasma górskie. Jedno blisko po mojej prawej stronie i drugie z lewej strony w oddali, a pomiędzy nimi równiny z obszarami zabudowanymi. Prowadzona w niektórych miejscach wycinka drzew w pobliżu drogi, umożliwiała obserwację pięknej panoramy podczas jazdy. Niezapomniane widoki.


Pętla wokół Tatr, czyli ciąg dalszy pokonywania moich granic możliwości - jakiś pomnik na Słowacji
© Mirek W. / Słowacja, jakiś pomnik, obok mały staw i widok na Tatry.
Urocze miejsce.


Powoli i nieuchronnie zbliżałem się do granicy z Polską w Chyżnem, gdzie dotarłem około godziny 19:00. Tam zatrzymałem się w pierwszej przydrożnej restauracji Bacówka, gdzie wypiłem dwie gorące kawy i zamówiłem sobie ziemniaki z kotletem schabowym w panierce z surówką. Posiliłem się i odpocząłem trochę i koło 19:45 ruszyłem dalej w poszukiwaniu marketu, w którym mógłbym kupić parę rzeczy na dalszą drogę. Znalazłem całkiem niedaleko Biedronkę, gdzie kupiłem wodę mineralną, banany, pomarańcze i dwa napoje energetyczne.


Pętla wokół Tatr, czyli ciąg dalszy pokonywania moich granic możliwości - zielona łąka na Słowacji
© Mirek W. / Zielono mi :)


Słońce chyliło się już ku zachodowi, a do domu jeszcze pozostało jakieś 80 km i większość tego dystansu przejechałem już po zachodzie słońca. Miałem ze sobą oświetlenie, ale jak się okazało przednia lampka przestała świecić 10 km od domu. Bateria padła po kilkugodzinnym używaniu. Na szczęście dotarłem już do ulic mało ruchliwych, a do tego późna pora dodatkowo przyczyniła się do tego, że ruch samochodów był znikomy. Gdy tylko słyszałem, że jakiś samochód zbliża się do mnie, wtedy na chwilę zjeżdżałem z drogi i się zatrzymywałem. Było ich dosłownie kilka. Jeden ciężarowy się nawet zatrzymał, a kierowca pytał o drogę :) Dokładnych wskazówek mu nie dałem, ale punkt orientacyjny jaki mi podał, wskazałem mu bez problemu, bo pytał o dyskotekę Energy 2000 w Przytkowicach obok której miał cel podróży. Byliśmy może kilometr od niej.


Pętla wokół Tatr, czyli ciąg dalszy pokonywania moich granic możliwości - ja i moja czarna bestia :)
© Mirek W. / Słowacja. Ja i mój wierny towarzysz podróży. Spisał się znakomicie.


Do domu dotarłem koło północy. Od razu wskoczyłem do wanny i zrobiłem sobie gorącą kąpiel. Byłem zmęczony, ale szczęśliwy i zadowolony ze wspaniałej wycieczki, jaką sobie zafundowałem :) Już w głowie krążą myśli, gdzie by tu się znowu wybrać na cały dzień. Byleby tylko prognozy pogody były sprzyjające.


Pętla wokół Tatr, czyli ciąg dalszy pokonywania moich granic możliwości - kwitnący rzepak na tle Tatr
© Mirek W. / Słowacja. Kwitnące pole rzepaku na tle Tatr.


Podsumowując było to niemal mistyczne przeżycie, gdy już poważnie zmęczony na jednym z wielu podjazdów, zaczynałem szukać w sobie nadnaturalnych mocy, które pomogłyby mi pedałować :)


Pętla wokół Tatr, czyli ciąg dalszy pokonywania moich granic możliwości - zielone łąki i błękitne niebo
© Mirek W. / Słowacja. Oprócz zielonych łąk i błękitnego nieba nic mi więcej nie potrzeba :)


Oto kilka danych z wycieczki:
  • przejechany dystans: 366,84 km
  • czas jazdy bez postojów: 16 godzin 59 minut
  • średnia prędkość: 21,58 km/h
  • maksymalna prędkość: 69,48 km/h
  • wysokość początkowa: 260 m n.p.m.
  • maksymalna wysokość: 1266 m n.p.m.
  • pokonane podjazdy: 4429 metrów
  • temperatura w cieniu w czasie jazdy: od ~ 3,6 °C do ~ 22 °C

Poniżej przebieg trasy, którą jechałem, zarejestrowany za pomocą aplikacji Endomondo.

Pętla wokół Tatr, czyli ciąg dalszy pokonywania moich granic możliwości - trasa zarejestrowana za pomocą Endomondo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę nie reklamować stron w komentarzu.